05.08.2017
Batman. Tom 9
32, Польша

Bruce Wayne nie zaznał na długo spokoju. Gotham City wzywa, gdy „nowy Batman” zawodzi. Odpowiada na wezwanie. A w jaki sposób?



Teoretycznie nie powinno się już w pierwszym zdaniu zdradzać istotnego elementu fabuły, ale czy, mając na uwadze wydarzenia z tomu ósmego i dotyczące go spostrzeżenia, można było spodziewać się czegoś innego? Zresztą, już sama okładka „dziewiątki”, na której przedstawiony jest Nietoperz w standardowym kostiumie zdradza takie, a nie inne zdarzenie. Jest ono jednak poprzedzone kilkoma innymi momentami, nierzadko wywołującymi rozszerzenie źrenic.

Pierwszy to bezpośrednia kontynuacja Wagi superciężkiej. Tytułowy Bloom wprasza się na imprezę Powers Corp i porównuje miasto do ogrodu, przy okazji dziurawiąc kilku przybyłych gości. Wydaje się on być niezniszczalny – już w poprzednim tomie przeżył strzał w głowę, tutaj kontynuuje prezentację możliwości swego rozciągliwego ciała, a ponadto wszystkich zna z imienia i nazwiska. W miarę rozwoju wydarzeń można odnieść wrażenie, że szeroki arsenał zdolności jest rekompensatą za niewyszukane motywacje, zaczerpnięte od Bane’a z filmu Mroczny rycerz powstaje. Podobnie jak filmowy Bane, Bloom zasiewa w obywatelach Gotham City nadzieję, ci zabijają się o jak najlepszy plon, a koniec końców wszyscy mają zginąć. Wychodzi tu też bolączka Scotta Snydera, o której już niegdyś wspominałem – przydługie monologi. Bloom jest tego najlepszym przykładem, a pod koniec podobny popis daje Jim Gordon.

Drugi ze wspomnianych dwa akapity wyżej momentów to działalność samozwańczego Robina, Duke’a Thomasa. Ten czarnoskóry nastolatek przewijał się już w poprzednich tomach i od jego pierwszego pojawienia się w Mrocznym mieście można było przeczuwać, że odegra większą rolę. I w Bloomie otrzymuje on rolę nie tylko pomocnika Batmana, ale też jego, powiedzmy, terapeuty z zakresu radzenia sobie z amnezją (niektórzy uznaliby jego metodę za wzorową terapię szokową). I sądząc po ostatnich kadrach tomu, Thomas nie powiedział ostatniego słowa.

Gdy już Wayne dociera do prawdy o sobie, trudno nie oprzeć się wrażeniu, że ostatniego słowa nie powiedziała jeszcze inna postać. Scenarzysta daje co i rusz do zrozumienia, że w „parkowej” sekcji Bruce ma do czynienia z uzdrowionym Jokerem, by w ostatniej chwili zmylić trop. Koniec końców nie ma jednoznacznej odpowiedzi na pytanie o jego tożsamość, to jednak nic w porównaniu z tym, co dzieje się w Bat-Jaskini. Ostatni wynalazek jej właściciela poznaliśmy już wcześniej – maszyna dosłownie produkująca Bruce’ów Wayne’ów posiadających wspomnienia i zdolności oryginału. Niekończąca się dynastia Batmanów strzegąca Gotham City. Science-fiction najwyższych lotów. Jeżeli ktoś jest ciekaw, jak wyglądałoby to „w praktyce”, ostatni zeszyt tomu może zaspokoi jego ciekawość. Z drugiej strony, ów zeszyt może uczynić tę perspektywę jeszcze ciekawszą.

Wątpliwe jednak, by ta perspektywa została rozwinięta w następnym tomie, którego tytuł mówi wiele. Mając w pamięci ten i osiem poprzednich albumów ma się też świadomość, że Scotta Snydera stać na więcej niż to, co pokazał w Bloomie. Można zatem oczekiwać, że dziesiąty album wydany przez Egmont będzie epilogiem godnym Nietoperza, którego kreował wraz ze współpracownikami od 2011 roku.

0 просмотров
 
Комментарии

Комментариев пока нет.
Будь первым - напиши свой комментарий.

Дневники
Дневники обновляются каждые 5 минут