04.04.2017
Batman. Tom 6
32, Польша

Życie Batmana to nie tylko starcia z ikonicznymi złoczyńcami typu Joker, Riddler czy Bane. Cmentarna szychta jest zbiorem przykładów popierających tę tezę.



Szósty tom serii o Batmanie, w przeciwieństwie do poprzedników, nie zawiera jednej spójnej historii. Obejmuje on siedem niezależnych opowieści, osadzonych w różnych punktach na osi czasu. Przed pierwszą z nich, we wstępie, możemy znaleźć o tym stosowną informację. Brak znajomości historii będących tłem wydarzeń opisanych w Cmentarnej szychcie nie powinien wybitnie przeszkadzać w lekturze, aczkolwiek w przeciwnym razie podczas lektury można wyłapać nawiązania chociażby do Roku zerowego.

Scenarzyści Cmentarnej szychty starają się zaprezentować Nietoperza w różnym świetle. W rozdziale „Jutro” ukazany on jest jako nadzieja na lepsze jutro w Gotham. Przekonuje czytelnika o tym jeszcze-nie-komisarz Jim Gordon, uruchamiający Bat-sygnał, a w chwilach tuż przed tym momentem można zapoznać się z zainspirowanymi sygnałem przyszłymi pomocnikami Batmana - Batgirl w osobie Barbary Gordon oraz trzech odtwórców roli Robina - Dicka Graysona, Jasona Todda oraz Tima Drake’a. I tutaj osobiście czuję pewien zgrzyt. Mianowicie, wszystkie te postacie, sądząc po wyglądzie oraz dialogach, są w podobnym wieku. Zgrzyt ten jest mocny zwłaszcza w kontekście Robinów. W latach „pre-New 52” Grayson, po dojrzeniu i przejściu na samodzielną działalność pod imieniem Nightwing, został zastąpiony przez Todda, a jego miejsce z kolei zajął po sześciu latach Drake. Każdy z nich zaczynał jako nastolatek. New 52 oznaczało jednak totalny restart całego uniwersum DC, co w konsekwencji oznaczało zmianę wielu elementów. Zrównanie wieku Robinów i Batgirl jest jedną z tych zmian i jest to w mojej opinii zmiana na gorsze. Generalnie czytelnicy nie wystawiają New 52 najwyższej oceny, ale to już inna historia.

Ludzie znający Batmana wyłącznie z kina mogą nie wiedzieć o jego detektywistycznych zdolnościach, a przynajmniej mogą wiedzieć w bardzo ograniczonym zakresie. Kinematografia do tej pory nie ukazuje Batmana jako Największego Detektywa Świata, robią to natomiast Scott Snyder i Gerry Duggan - kolejno scenarzyści historii „Człowiek znikąd” i „Cichy”. Szczególnie ten drugi tytuł zasługuje na uwagę - zagadka seryjnego zabójcy, bez nadludzkich zdolności, mający jedynie niezrozumiałe mordercze żądze. Czytelnik może odczuwać wstręt, a jednocześnie nie jest w stanie oderwać się od kadrów i dymków, a rysunki i kolorystyka potęgują te wrażenia. Pierwszy tytuł zawiera już w sobie element nadludzki, a konkretnie Clayface’a - człowieka-glinę, potrafiącego przybrać postać dowolnej osoby. Ów złoczyńca nie został jeszcze wykorzystany przez Hollywood, jednak w „Człowieku znikąd” wykazuje potencjał na dobrego kinowego przeciwnika Mrocznego Rycerza.

Batman to jednak przede wszystkim człowiek. Człowiek, który odczuwa ból i rozpacz. Wstęp zawiera wzmiankę o śmierci jego syna Damiana, której następstwa - według wstępu - można zaobserwować w dwóch historiach, jednak przewija się ona w większości z nich. Choćby we wspomnianym już „Człowieku znikąd” widać, jak mocno śmierć syna tkwi w ojcu. Wystarczy, że Clayface przybrał postać Damiana, by Bruce stracił nad sobą kontrolę. Ta sama historia udowodni też, że Batman jest zdolny do ronienia łez. Fragment „Podołaj” to już walka z bólem wypalającym od środka, bólem po niewyobrażalnej stracie. Z tego też względu można zaryzykować stwierdzenie, iż dla części osób „Podołaj” może być swego rodzaju lustrem, ale też oczyszczeniem płynącym od Harper Row, będącej w tej historii dla Wayne’a głosem rozsądku. Może my nie jesteśmy taką ideą jak Batman, ideą dla rzeszy osób, dla całego miasta, ale dla najbliższych już takową ideą możemy być. I chociażby dla nich nie warto tracić na znaczeniu. „Podołaj” może w tym nie-traceniu pomóc.

Cmentarna szychta, oprócz zróżnicowania fabularnego, oferuje również zróżnicowanie wizualne. Swoje kadry ma tu Greg Capullo, którego kreska jest już na dobre zintegrowana z Gotham. Przypada do gustu też styl Andy’ego Kuberta i jego ukazanie wspominanego bólu Nietoperza. Alex Maleev wpasowuje się swą pracą w wątek paranormalny, jaki przewija się w „Błędnych ognikach”. Styl Andy’ego Clarka mi nie podchodzi - postacie jego kreski mają w sobie coś z karykatury, ponadto są bledsze niż u innych kolorystów, nienaturalnie bledsze. Niemniej jednak innym taki akurat styl może pasować. Po to też wprowadza się zróżnicowanie, aby każdy znalazł coś dla siebie.

Cmentarną szychtę traktować należy jako przerywnik w bieżącym śledzeniu dziejów Batmana i jednocześnie rozwinięcie przedstawionych wcześniej wątków. Zdradzić można, że tom siódmy wraca już na tory teraźniejszości, ponadto robi to w nieoczekiwany sposób, ale o tym już później.

1 просмотров
 
Комментарии

Комментариев пока нет.
Будь первым - напиши свой комментарий.

Дневники
Дневники обновляются каждые 5 минут